Kim Holden przyciągnęła mnie do swojej twórczości piękną historią zawartą w książce "O wiele więcej". W wzruszającym stylu, autorka ukazała blaski i cienie życie. Podkreśliła w sposób literacki, czym jest i jak może być postrzegana miłość przez bohaterów. Spodobało mi się, na tyle, że musiałam sięgnąć, po słynne "Promyczka", który również mnie zachwycił. Następnie po "Gusa", aż przyszła kolej na "Franco".
Fabuła "Franco" toczy się wokół bohaterów znanych z "Promyczka" - w szczególności mam na myśli - członków zespołu Rook. Z tym, że na pierwszym planie, tym razem pojawia się postać Franco - przystojnego perkusisty. Znając, twórczość autorki, można było się domyślić, o czym będzie książka,co będzie jej tematem przewodnim.
Szczerze, rzecz ujmując "Franco" nie zachwycił mnie. Za mało realizmu, za dużo szczęścia i nudą wieje. Lektura, uzupełniająca życie bohaterów, ale nie wnosząca nic nowego w twórczość Kim Holden. Książka przedstawia różne oblicza miłości i drogę do odnalezienia własnego szczęścia - czyli coś, co już dobrze znamy. Zabrakło mi, w książce powiewu świeżości. O efekcie "wow" można pomarzyć. Treść książki, można porównać "odgrzewanych kotletów". Dlatego też, czytając nie poczułam się poruszona, mimo mojej mega wrażliwej duszy. To, samo co mnie zachwycało przy innej książce autorki, nie potrafi już oczarować. Super bohaterów, można docenić, ale nie kolejny raz u tej samej pisarki
Miłość - powoli rozwijająca się, pomiędzy bohaterami. Przyjaźń, godna naśladowania. Humor, nie tak ostry, jak Joanny Chyłki, ale przynajmniej jest. "Franco", to taka młodzieżówka - dla odprężenia i dla zabicia czasu. Sprawdzi się dobrze, podczas jazdy autobusem, czy też nudnych wykładach! :D
Ps; Okładka prześliczna!