Gdy w sieci pojawia się informacja o premierze kolejnego tomu z Joanną Chyłką, z niecierpliwością czekam na ten dzień. Czasami nowy tom dostaję już kilka dni przed premierą - tak też było w przypadku "Wyroku". Gdy przeczytałam opis z okładki - Oryński mecenasem i na dobry początek wziął sprawę, w której wszystkie dowody przemawiają przeciwko oskarżanemu. A na dodatek pojawia się postać Piotra L., byłam mocno zaintrygowana.
Pamiętacie, gdy kilka lat temu poznawaliśmy w "Kasacji" Joannę Chyłkę, Kordiana Oryńskiego czy też Piotra Langera - w tomie dziesiątym również mamy do czynienia z całą trójką. Chyłką od początku miała niewyparzony język, a ironia i sarkazm to jej drugie imię. Zordon - chcąc nadążyć za swoją patronką -pokonywał dzielnie wszystkie przeszkody i został mecenasem. Z kolei Langer to psychopata z krwii i kości - bardzo podoba mi się jego kreacja książkowa. Mężczyzna dokładnie potrafi wszystko zaplanować, kieruje innymi ludźmi niczym marionetkami, rozpoznaje słabe punkty swoich ofiar i potrafi to wykorzystać.
"Wyrok" to taka książka, od której ciężko się oderwać, bo nie ma w niej miejsca na nudę. Treść pochłania od pierwszej strony - przez liczne zwroty i dynamikę akcji, a pomiędzy tym czarny humor Chyłki. Sprawa, którą prowadzi mecenas Oryński - nie jest nużąca, standardowo jest połączona z problemami społecznymi (homoseksualizm, cyberbullying). Zakończenie jest dobitne, mocno zaakcentowane, pozostawia czytelnika z pytaniami bez odpowiedzi.
Zdecydowanie polecam! :)
Zdecydowanie polecam! :)